Relacje z wyjazdu. Dzień pierwszy, ranek (uzupełnione)

11.04.2011 11 kiwtnia 2011, godz. 09.30. Tę noc mam za sobą… Jeszcze jedną noc spędzoną w pociągu… Oczy się kleją, nogi wymagają wyprostowania, a grzeszne ciało pragnie pod prysznic.

Nowe kotki w kolekcji i galerii

05.03.2011 Nowe kotki w kolekcji i galerii suchomlynow.org.ua/koty#new

Eurobizantyjskość – fenomen współczesnego społeczeństwa ukraińskiego.

01.03.2011 Bizantyjski obraz świata i jego percepcja są ukształtowane na podstawie takich pojęć, jak kłamstwo, podstępność, podłość, obłuda, zdrada, zmowa, kuluarnjść i intryganctwo, obskurantyzm i kult...

Sprowokowana wędrówka do zakamarków podświadomości

12.02.2011 Stambuł... Miasto tysiąca meczetów i duchowe ognisko prawosławia, pomost pomiędzy Orientem a Okcydentem, miejsce szczególnej penetracji cywilizacyjnej, prawdziwy palimpsest kulturowy.

„Turecki” cykl wierszy Mieczysawa Łypa

12.02.2011 Czytając wierszy Mieczysława A. Łypa, które stanowią pewien cykl liryków związanych z Turcją, nie mogłem powstrzymać się od rozważań nad ich uderzającą ...

Koty w polityce?

11.02.2011 Nie mogę sobie wyobrazić swojej rodziny bez tych zwierzaków z charakterem, które myślą, że cały świat obraca się wokół nich, a człowiek jest po to ...
Parę słów o Malcie i kagańcach
22.01.2011

Barcelona, Paryż, Ateny, Ryga, Sztokholm, Mediolan i Wenecja, Bruksela i Amsterdam, Wiedeń, Praga, Budapeszt, Madryt i Sewilla, Palermo, Karlowe Wary, Dubrownik i Budwa, Ostende, Harlem, Kolonia, Stambuł i Izmir – cały korowód miast i miasteczek, mozaika narodów i kultur, kalejdoskop tradycji i zwyczaji. Od momentu, jak polski Konsulat w Charkowie dał mi kagańca – wizę shengen – w ciągu trzech lat musiałem nadrabiać zaległości, które się uzbierały. Oprócz Polski, Rumunii, Słowacji, wczasowego Egiptu i Turcji (nie licząc postradzieckie kraje) nie byłem nigdzie. Dlatego aktywnie zacząłem latać po Staremu Światu, podziwiając zabytki i knajpy, robiłem zdjęcia, nagrywałem na kamerę – wchłaniając duch zjednoczonej Europy.

Czymś niedostępnym i tajemniczym wydawała mi się Malta. W ogóle zawsze miałem pewien sentyment do przestrzeni zamkniętych. Właśnie w takich miejscach niczym pod soczewką od razu da się złapać i zrozumieć (tak nam się wydaje) kwintesencję natury ludzi tu zamieszkających.

W czerwcu roku 2010 stało się! Ryanair przemieścił mnie z Krakowa na tą wymarzoną wyspę. Nie będę opisywał szczegółów. Kto tam był – sam zrozumie, a kto nie był – temu moje opowieści nie stworzą prawdziwego obrazu tego bastionu chrześcijaństwa.

Maltańczycy i cała Europa się cieszą, że Turkom nie udało się okupować tę wyspę. Ja się nie zgadzam z nimi, bo gdyby stało się inaczej, to być może w knajpach można byłoby napić rakı (raky) i zagryzać prażonym misırem (tureckie: misır – polskie: kukurydza). Powiem tylko, że jak wyszedłem z hali lotniskowej, to od razu mi się wydało, że jestem w kraju arabskim. Pomimo wszystko, pod koniec mego pobytu na Malcie wiedziałem, że wrócę tu... Już będąc w Berdiańsku zajrzałem na stronę Ryanair i i wykupiłem bilety na Sylwestra z Krakowa do Luqa. Za parę miesięcy ta firma zrobiła mnie w balona – odwołując loty w okresie zimowym. Pomyślałem, że jest to jakieś fatum i muszę tak czy inaczej tam dotrzeć.

W takich sytuacjach zawsze pomocne są Turkish Airlenes. A więc (wiem, że tak nie wolno rozpoczynać zdań) Donieck – Istanbul – Rzym, a dalej Airmalta: Rzym – Reggio di Calabia – Luqa. Proszę wziąć pod uwagę, że te wszystkie loty w ciągu jednego dnia. A jeszcze dojazd do lotniska w Doniecku – ponad 200 km. Pomimo cholernej pogody i mgły Turcy nie zawiedli. Wszystko było o czasie.

Nie będę opisywał szczegółów. Kto tam był – sam zrozumie, a kto nie był – to trudno!

22.20 – lotnisko Luqa, 22.50 – Floriana (2 min. Pieszo do La Valletta). Po 23.00 – długi spacer, zanurzenie się w historię. Powiem tylko, że wieczorami Waleta przypomina mi Rzeszów – cicho i bezludnie.

Sylwester ma Malcie – bajka! Tłumy bawiących się ludzi, muzyka, życzenia, szampan. Jednym słowem – wiosna ludów. Tylko tańczący Leszek czas od czasu wykrzykuje (pamiętając rubież 2007/2008): „Istanbul! Tak się bawi, tak się bawi, tak się bawi Istanbul”!

Potok świadomości: Mdina – kafejka Fontanella i tradycyjna maltańska ftira. Gospodarz apartamentu, w którym mieszkaliśmy, Józek i jego koty, turecki Konsulat – widziany z balkonu naszego miejsca zakwaterowania, ulewa 1 stycznia...

A potem banalny Rzym i Istanbuł. Będąc tyle razy w tym mieście nad Bosforem dopiero w styczniu r. 2011 zwiedziłem muzeum Mickiewicza. Efendi (polskie: Pan) Ochroniarz był na tyle miły, że wpuścił nas do środka i pokazał wszystkie ekspozycje. Dom, w którym zmarł nasz polski wieszcz, (całkiem ładny! Nie wiem dlaczego Rodacy opisują tę dzielnice jako za...d...upie) znajduje się wśród bazaru, trudno jest tam dotrzeć! Ale to dopiero koloryt!!!

Reasumuję!

Polska i Turcja – zawsze razem!