Magnetyczna wyspa Malta w parze z Gozo samotnie trwają w bezgranicznej przestrzeni błękitu. Żółtawo-szare kamienice wrosły w skały, podobno, jak losy tubylców w burzliwe dzieje swojej krainy. ...
Pewnym zimowym i pochmurnym wieczorem dotarłem tutaj po raz pierwszy, nie spodziewając się na szczególne wrażenia i specjalne emocje. Przyjechałem, żeby zaliczyć to miasto, ponieważ leżało ...
Ceglaste fale dachów rozcina wstęga lazurowej potęgi Tagus, unoszącej tysiącletnie dzieje gdzieś daleko za horyzont. Pajęczyna uliczek Alfamy zaćmiewa świadomość i miesza rzeczywistość z historią. ...
W społeczeństwie polskim problematyka państw i narodów o charakterze nie-europejskim (do jakich niewątpliwie zalicza się Turcja, mimo części swojego terytorium w Europie) praktycznie nie istnieje. Trudno przytoczyć nawet jakiekolwiek ...
Za kilka dni po raz kolejny w tym roku srebrne skrzydła z czerwoną charakterystyczną ptaszką-symbolem wzniosą spragnione niepowtarzalnych stambulskich klimatów ciało i duszę ponad chmury listopadowej ukraińskiej jesieni.
Kijów – Stołeczny Kijów-Grad, Matka Miast Ruskich, Konstantynopol nad Dnieprem jest miastem, które oskrzydla, inspiruje, przyciąga ludzi z różnych stron świata i rodzi literaturę”.
Tu, na brzegach siwego Borysfenu krzyżowały się drogi prowadzące z Północy na Południe i ze Wschodu na Zachód, tu mieszały się nurty kulturowo-obyczajowe Orientu i Okcydentu, tu stykały się interesy Bizancjum i Rzymu. Kijów od zawsze związany był z tą wielką, tajemniczą rzeką. Poprzecinane niezliczonymi jarami, górujące nad rozlewiskiem Dniepru wzgórza, okazały się idealnym miejscem na założenie osady. Nie brakowało tu zwierzyny, grzybów i jagód, gdyż średniowieczny Kijów leżał na skraju ogromnej poleskiej puszczy. Rzeka dostarczała ryb, odgradzała od nieprzyjaciół i służyła jako trakt komunikacyjny, łączący stolicę Rusi ze światem.
Tylko godzina dwadzieścia lotu z Doniecka i ty jesteś w Gruzji. Niemożliwe połączenie radzieckich elementów i tysiącletniej tradycji. Obecnie właśnie ta synteza wyznacza koloryt lokaly.
Z lotniska w Kutaisi jechałem taksówką... nic specjalnego, gdyby nie kierowca... Duży facet zlekka po trzydziesce i wbrew panującym stereotypom o ludności z Kaukazu był nie to że rudy - miedziany. Ani słowa po rosyjsku i angielsku. Dogadywaliśmy się... po turecku. Co chwila padało:çok güzel, çok güzel :-) Ciekawe to, że co chwila żegnał się widząc cerkiew czy krzyż przy drodze. Wpadliśmy do zajazdu. Szaszłyki i chaczpuri - pycha. Niezadrakło i słynnego napoju gruszkowego, znanego za czsów ZSRR jako "дюшес". Powstał problem z alkoholem. O dziwo... nie było nic z miescowych trunków. Musiałem pić ukraińskiego "Nimirowa", niestety. Potem spalem w samochdzie. Obudziłem się już pod Tbilisi. Akurat leciala piosenka "Hava nigila hava". Więc zacząłem śpierać, a razem ze mną mój nowy znajomy, gruziński rudy karaluch... i tak z pięć razy. Kolega nie zapominał żegnać się. To teraz nie wiem czy jestem Polakiem i czy kierowca jednak jest Gruzinem?
Chyba pojadę z nim za kilka dni do Borjomi :-)