Стамбульський кіт Шекер-ага, за нашим звичаєм Цукор-пан, мешкав у старому, похиленому будиночку в дільниці Вефа, там, нижче мечеті Сулейманіє, ближче до Золотого Рогу. Там, де тіні мінаретів сплітаються з імлою, димом і морським повітрям, а кожен день пахне спеціями і кавою.
У тому домі оселилися сирійці – жінка з трьома дітьми. Чоловік їхній загинув у дорозі, коли небо сипало вогнем на землю, коли світ перевернувся й лишив тільки страх. Вони прибули сюди, до Стамбула, із пустими руками, з острахом замість мови. Люди навколо були чужі, і лише один кіт розумів їхнє горе. Родина жила, як могла, і хоч життя було гірке, але кицюн був ситенький, угодований. Світ іще не зовсім осиротів.
Od dawna twierdzę, że świat się kurczy (niewątpliwie wpływy Budki Suflera).
Pomijając niuanse poruszania się w cyberprzestrzeni pozwolę sobie parę uwag o banalnych samolotach. Jak na razie jest to najszybszy sposób przemieszczania się. Dla człowieka postradzieckiego, przyzwyczajonego do pociągów z miejscami do leżenia, w których przebieranie się w dresy i konsumpcja smażonego kurczaka i gotowanych jajek do dziś pozostaje rytuałem, lot jest niczym czynem bohaterskim... „Nasz” człowiek podróżuje rzadko, a jeśli jednak gdzieś wybiera się, to musi odczuć wszystkie „plusy” wyjazdu do tego wymarzonego „gdzieś”: wagon z jego niepowtarzalną mieszanką zapachów oleju napędowego i wieloletniego kurzu, chloru i innych środków czystości, które rażą twoje nozdrza nie tylko w WC, podróby Verascego i niemytych ciał (nie wspomnę o brudnych skarpetach) oraz cała gamma zapachów rodzimych delikatesów od słoniny do bimberku. A czego warte obcowanie z wagonową konduktorką czy sąsiadami w przedziale, a te szalone oczy osób wysiadających gdzieś w Pipiduwie, które z trudem radzą sobie z dźwiganiem trzy razy większej od siebie pasiastej torby... To dopiero chow! Pozostaje tylko wąchać, patrzeć i kontemplować, kontemplować i kontemplować...
Dodam tylko, że Ukraina jest duża, często się jedzie ponad dobę. Bogu dzięki, że nie mieszkam w Rosji i nie muszę kursować na „odcinku” Moskwa – Władywostok.
A ze mnie jednak brzydkie kaczątko – bo nie lubię taką atrakcję jak koleje. Wolę samoloty. Nie będę pisał ani o tych mistycznych przeżyciach w tracie lotu, ani o adrenalinie we krwi. Powiem tylko, że niektóre linie lotnicze tkwią w mojej podświadomości. Ostatnio to wyraźnie się uwidacznia. Powiedzmy loty do Rygi i przez Rygę odbiły się na wyglądzie tej właśnie strony (porównaj design z AirBailtic). A słynny low cost Wizzair teraz dominuje w mojej łazience... Niestety nie jestem kibicem lokomotyw, torów i wagonów...