W społeczeństwie polskim problematyka państw i narodów o charakterze nie-europejskim (do jakich niewątpliwie zalicza się Turcja, mimo części swojego terytorium w Europie) praktycznie nie istnieje. Trudno przytoczyć nawet jakiekolwiek ...
Za kilka dni po raz kolejny w tym roku srebrne skrzydła z czerwoną charakterystyczną ptaszką-symbolem wzniosą spragnione niepowtarzalnych stambulskich klimatów ciało i duszę ponad chmury listopadowej ukraińskiej jesieni.
Kijów – Stołeczny Kijów-Grad, Matka Miast Ruskich, Konstantynopol nad Dnieprem jest miastem, które oskrzydla, inspiruje, przyciąga ludzi z różnych stron świata i rodzi literaturę”.
Tu, na brzegach siwego Borysfenu krzyżowały się drogi prowadzące z Północy na Południe i ze Wschodu na Zachód, tu mieszały się nurty kulturowo-obyczajowe Orientu i Okcydentu, tu stykały się interesy Bizancjum i Rzymu. Kijów od zawsze związany był z tą wielką, tajemniczą rzeką. Poprzecinane niezliczonymi jarami, górujące nad rozlewiskiem Dniepru wzgórza, okazały się idealnym miejscem na założenie osady. Nie brakowało tu zwierzyny, grzybów i jagód, gdyż średniowieczny Kijów leżał na skraju ogromnej poleskiej puszczy. Rzeka dostarczała ryb, odgradzała od nieprzyjaciół i służyła jako trakt komunikacyjny, łączący stolicę Rusi ze światem.
Nie ma dnia bym nie wspomniał, bym nie wrócił myślami do tego miejsca, bym nie dotknął go fibrami swojej duszy. Już prawie od sześciu lat codziennie jestem tam. Nie muszę lecieć czy jechać, po prostu obrazy tego miejsca stale wyłaniają się łagodnie z mojej wyobraźni, przysłaniając rzeczywistość i codzienność. Jest we mnie, a ja w nim. Odbieram to jako najwyższą daność, więc już od dawna nawet nie próbuję dotrzeć do prawdy: co mnie łączy z tym miejscem. Niepoznawalna metafizyka naszych stosunków pozostaje niewyjaśniona i dlatego taka czarująco słodka, jak owoc dojrzałej kaki czy figi, a raczej małej wzorzystej filiżanki mocnej tutejszej kawy.
Umbert Eco, twórca teorii dzieła „otwartego” i wieloznacznego, uważał, że sztuka skłania odbiorcę do własnych refleksji. Twierdził też, że „labirynt klasyczny jest sam w sobie nicią Ariadny”. Idąc w ślady włoskiego filozofa, spróbuję przedstawić swoją wizję nowych wierszy Mieczysława Arkadiusza Łypa: W cieniu Minotaura, W krainie Ariadny, Fresk minojski i Rydwan Heliosa.
Okcydentalność rządzi umysłami... Europocentryzm mocno tkwi w podświadomości... Zachodnie wzorce kulturowe dominują w wyobraźni...
Jak my się mylimy, myśląc, że jesteśmy najlepsi! Błąd i zacofanie kulturowe! Ograniczoność i zamkniętość na „Inność”!
Szczęk, brzęk pędzącego tramwaju nagle mnie porywa, pozostawiając za plecami i na zawsze w moim sercu sześć dumnych minaretów, dumnie wznoszących się przed gigantyczną i poblakłą od czasu bryłą terakoty – symbolem kiedyś tak potężnej cywilizacji, która musiała ustąpić miejsce półksiężycom i zejść do nicości, pozostawiając swoje ślady na obrzeżach świata i w świadomości wyznawców jej religii.
A dalej pieszczące uszy nazwy: Gülhane, Sirkeci, Eminönü... Most łączący przeszłość i przyszłość, które teraz są całością. I tylko szaro-zielone fale smutnej zatoki pamiętają nie tylko te czasy, kiedy były one poważną przeszkodą dla podróżujących w sprawach mieszkańców lecz dla całych zaborczych armad. Nagle łapię spojrzenie czarnych, jak olbrzymie oliwki, i smutnych od beznadziei i monotonii życia oczu młodego rybaka. Biedak od urodzin jest zaręczony z Melancholią-Hüzün i już nawet nie spodziewa się na nadejście lepszych czasów czy jakieś zmiany w ogóle. Marzenia pędzą obok niego, jak ten tramwaj, który on widzi codziennie, ale nie wsiada do niego...
Dalej wspinam się labiryntem wąskich uliczek, obserwując kolorytną codzienność, która wcale mnie nie przeraża i nie wywołuje niechęci, odwrotnie. Bo to jest Ich codzienność, a dla mnie ten egzotyzm jest, niestety, chwilową rewelacją, czuję podziw i zachwyt. Oszołamiające zapachy köfte, börek, pide i innych miejscowych specjałów. A jakie dźwięki? Ze wszystkich stron rozbrzmiewa wesołe i życiodajne „Proszę-proszę-proszę”! Stosy pomarańcz i granatów, truskawek i winogron – świeże soki niczym przyjemność z życia są wyciskane w plastyk – „Proszę-proszę-proszę”! Szarawo-sina mgła przykrywa widok na kamienną wieżę i uderza w nos dymek prażonych kasztanów. „Kestane – Proszę-proszę-proszę”!
Zgrzytanie zabytkowego czerwonego tramwaju i unosiszę się w dal, po gwarnym Istiklal Caddesi, aż do placu Taksim. Gubię się w kolorowym tłumie tubylców i podziwiających widoki przybyszy.
Czy w tym miejscu życie nigdy się nie kończy? O każdej porze jest tłoczno, gwarnie i wesoło. W Beyoğlu rzadko spotkasz takie oczy, jak na mości. Tutaj jest inny świat, tutaj Hüzün odstępuję, chowając się w mrowisku biednych dzielnic Fenere, Fatih, Beyazit i duszach jego mieszkańców.
Ulicami Cihangir powoli schodzę do fontanny i meczetu Tophane, żeby patrząc na niespokojne prądy cieśniny zanurzyć się w atmosferę tego miejsca. Krzyki mew, sygnały wodnych tramwajów i hałas bawiącej się dziatwy to właśnie jest ta czarująca magia Czasoprzestrzeni, do której chce się wracać, w której chce się być... Krople rozbijających się o kamienne brzegi fal pobłyskują w różowych promieniach, chowającego się za dachami starego miasta słońca, żeby za chwili zniknąć w bezdnie granatowej wieczności. A w głowie nurtuje pamięć, mozaika wrażeń, kalejdoskop obrazów, dźwięków i zapachów.
Jestem z tobą na zawsze, jesteś moim, a ja jestem twój ko końca. Kocham Ciebie, Istambule!